„Zaczarowany ołówek - ogranicza nas tylko wyobraźnia”

 

     W dn. 25.04.2023r wysłuchaliśmy wykładu Dr Krzysztofa Grandysa, z zawodu lekarza anestezjologa, pracującego w Instytucie Pediatrii w Krakowie, mieszkańca Dobczyc.

Na wstępie Pan doktor przybliżył nam historię powstania druku 3D, który działa podobnie jak zaczarowany ołówek ze znanej bajki – stąd tytuł wykładu.

     Początek druku 3D, to lata osiemdziesiąte XX wieku. Prekursorem był Charles Hull , który w 1986r opatentował technologię stereolitografii -przyrostową (nakładanie kolejnej warstwy materiału), która była bardzo droga.

Dopiero po wygaśnięciu patentu nastąpił znaczny rozwój technologii druku 3D. Rewolucyjnym był projekt RepRap – stworzenie maszyny samoreplikującej w postaci uniwersalnej drukarki 3D. Projekt był na licencji otwartej, czyli dostępny dla każdego i stosunkowo niedrogi.

Całkiem niedawno, bo w 2006 r. prototyp RepRap 0.2 wyprodukował pierwsze części siebie samego, Po tym wydarzeniu nastąpił bardzo szybki rozwój różnych technologii druku 3D.

Obecnie możemy drukować właściwie wszystko od zabawek po domy, mosty, zdobić wyroby cukiernicze, jedyne ograniczenie to nasza wyobraźnia.

     Jak powstaje druk 3D - najpierw musi powstać projekt elementu w oprogramowaniu CAD, który następnie jest przesyłany do drukarki 3D.Między innymi, drukarki 3D są wykorzystywane w medycynie do wykonywania endoprotez spersonalizowanych, w chirurgii plastycznej. Technologia druku 3D jest także pomocna w neurochirurgii np. do wizualizacji zdjęć rentgenowskich. 

     Szczytowym osiągnięciem w zastosowaniu medycznym, jest biodruk ( bioprinting). Materiał do biodruku 3D jest biologiczny z pobranych od pacjenta komórek, które następnie są namnażane i mieszane z odpowiednim nośnikiem. Do tej pory udało się wydrukować fragmenty wątroby, wysp Langerhansa, które wytwarzają insulinę. W fazie laboratoryjnej jest druk nerki.

 

      Nasz wykładowca swoją pasję i fascynację drukiem 3D wykorzystuje w bardzo szczytnym celu, pomaga dzieciom z wadami wrodzonymi rąk. Zaangażował się w Międzynarodowy ruch pomocy osobom z ubytkami kończyn górnych „e-Nable Enabling The Future”. W Polsce założył fundację e-Nable, dzięki której całkiem bezpłatnie drukuje protezy dla dzieci z ubytkami rąk.Nie są to protezy profesjonalne, nie posiadają certyfikatów, ale są bardzo przydatne - pomagają dzieciom w codziennych czynnościach.

     W zależności od potrzeb, konstrukcja i użyte materiały są różne. Drukowane są protezy nakładane na nadgarstek, mocowane na przedramieniu, jak również uchwyty do roweru. Każdy projekt jest opracowany indywidualnie do potrzeb pacjenta. Małe dzieci chętnie korzystają z protez, bo są kolorowe, często ozdobione np. ulubionym przez dziecko zwierzaczkiem. Zaletą jest jej niski koszt, dlatego po zniszczeniu może być wydrukowana następna.

      Na szczególną uwagę zasługuje to, że dla Pana doktora dzieci noszące protezy, nie są tylko zwykłymi pacjentami lecz jego dobrymi znajomymi, zna każdego z imienia , jego rodziców, jego marzenia, problemy w codziennym życiu. I to jest bezcenne.Pan doktor ma wielkie serce dla swoich małych podopiecznych.

 

                                                                                                                                                 Anna Różycka

Lanckorona. Unikalne miejsca, wyjątkowi ludzie”

          4 maja br. ruszyliśmy na wycieczkę do Lanckorony. Niby blisko Dobczyc, pewnie niejeden uczestnik już tam był, ale liczy się przecież wspólny wyjazd, jego atmosfera no i zawsze można dowiedzieć się czegoś nowego. Taka przecież rola uniwersytetu. Nie obyło się bez przeszkód. Dopadły nas roboty drogowe. Ale widać anioły lanckorońskie czuwały nad nami, bo wraz z naszym przewodnikiem p. Zbigniewem Lenikiem, nota bene siódmym aniołem lanckorońskim (jak sam stwierdził czasami rogatym) dotarliśmy do celu. I jakże by inaczej – obowiązkowe zdjęcie grupy na rynku (ponoć najbardziej stromym w Polsce) na tle rzeźby anioła autorstwa Enrico Musetry.

          A na rynku nasz przewodnik, znawca i miłośnik Lanckorony, z wielką swadą snuł historie odległe w czasie i te współczesne, które miały nam uzmysłowić jakim to niezwykłym miejscem jest Lanckorona, niegdyś miasto, a od 1933 roku wieś. Pewnie bez problemu odzyskałaby ponownie prawa miejskie, ale mieszkańcy wcale tego nie chcą! Wolą być klimatyczną wsią.

          A miejsce to magiczne. Tu ponoć natchnienie spływa na wszystkich wraz z promieniami słońca. Z tego też powodu każdy szanujący się artysta musiał obowiązkowo bywać nie tylko w Krakowie, ale i w Lanckoronie. Już sama etymologia nazwy tej małopolskiej wsi daje do myślenia. Wywodzi się z niemieckiego i znaczy tyle co korona kraju. Nieźle! I jeszcze te anioły , z którymi stykaliśmy się na każdym kroku.

          A zaczęło się niewinnie. Otóż p. Renata Bukowska, ulegając prośbom córki Zuzi, wymyśliła święto anioła. Ten dość sceptycznie przyjmowany przez wielu ( w tym naszego przewodnika) pomysł chwycił. I tak od 2005 roku po brukowanych uliczkach Lanckorony snują się anioły. I to nie byle jakie . Pierwszym lanckorońskim aniołem został Kazimierz Wiśniak, wybitny scenograf, współtwórca Piwnicy pod Baranami, trzecim Marek Grechuta, który sławił Lanckoronę z balkonu willi Zamek, a p. Zbigniew Lennik nasz przewodnik, bez wątpienia w Lanckoronie rozmiłowany- siódmym. Jest już tych aniołów blisko 20. Pierwszego anioła wręczał Kazimierzowi Wiśniakowi Krzysztof Globisz - anioł krakowski.

          Ciągnęło tu do tego coraz bardziej sławnego letniska wielu znamienitych gości. Bywał tu Karol Wojtyła, Andrzej Wajda, Krystyna Zachwatowicz, Grzegorz Turnau i wielu krakowskich aktorów, w tym aż czterech Jerzych: Trela, Bińczycki, Radziwiłowicz i Stuhr. Większość z nich kwaterowała w przedwojennej willi Tadeusz, do której niestety nie dotarliśmy. Może następnym razem. A Kazimierza Wiśniaka i Wojciecha Pszoniaka tak zauroczyła tutejsza aura, że osiedli tu na dłużej. Ich domy mieliśmy okazję zobaczyć w czasie spaceru.

          Następnym atutem Lanckorony jest jej zabudowa. Charakterystyczne drewniane chałupy z podcieniami, kiedyś dymnikowe, teraz z kominami, kryte gontem, z wejściami do piwnic przed frontami budynków, z szerokimi bramami, robią klimat rynku i odchodzących od niego uliczek. A jak było w środku tych chałup mieliśmy okazję przekonać się w Muzeum Regionalnym. Zresztą nie tylko wyposażenie domów w tym muzeum się mieści. Jest tam cała izba poświęcona Konfederacji Barskiej. W centralnym punkcie na ścianie wisi wielki obraz Artura Grottgera „ Modlitwa Konfederatów Barskich przed bitwą pod Lanckoroną”. Okopy konfederatów (wierzymy na słowo przewodnikowi) znajdują się też na ufortyfikowanej Górze Zamkowej z ruinami zamku kazimierzowskiego z XIV wieku. Ślady konfederacji znaleźć można również w XIV wiecznym kościele pw. św. Jana Chrzciciela. Tam bowiem pod kaplicą Matki Bożej Różańcowej pochowany został jeden z konfederatów – Antoni Orzeszko.

          W Lanckoronie zwiedziliśmy też galerię Kazimierza Wiśniaka i przystanęliśmy w Zaułku Animacji, gdzie mieści się teatr lalek. Weszliśmy do jedynej w swoim rodzaju restauracji Chillout pod chmurką i na łące, a jeśli ktoś zechce to również na słomianej leżance. To świetne miejsce, jak to określił nasz przewodnik, do „lumpienia się”.

           Byliśmy w kawiarni Arka , w której całe ściany pokryte są znaczkami, a wystrój przypomina galerię. Zresztą galeria ceramiki mieści się po sąsiedzku. A nawet dwie galerie. Znakiem rozpoznawczym jednej są koty, a drugiej ptaki. No i oczywiście jak na Lanckoronę przystało anioły. Jest też druga kawiarnia. Nie mniej stylowa. To Cafe Pensjonat w dawnym magistracie, jedynym murowanym budynku wśród drewnianej zabudowy.

           A o rzut beretem od Lanckorony jest sanktuarium bernardyńskie pw. Matki Boskiej Anielskiej w Kalwarii Zebrzydowskiej ze sławnymi dróżkami kalwaryjskimi. Jak mówi legenda wszystko zaczęło się w Lanckoronie na zamku, gdzie przez okno żona Mikołaja Zebrzydowskiego zobaczyła na górze Żarek trzy płonące krzyże. Dla Mikołaja Zebrzydowskiego był to znak, aby ufundować Kalwarię na wzór Jerozolimy. Dróżkami wprawdzie nie szliśmy, ale przy okazji zwiedzania wielkiej urody barokowego kościoła w Brodach podeszliśmy też do Mostu Anielskiego na rzece Skawince, która na dróżkach kalwaryjskich jest Cedronem.

           No cóż. Wiele jeszcze zostało do zobaczenia i pewnie to zachęta do ponownych odwiedzin. Ale czy trzeba pretekstów, aby znów zajechać do Lanckorony? Chyba nie. Najwyraźniej udało się siódmemu lanckorońskiemu aniołowi zauroczyć nas tym miejscem.


                                                                                                                                                     Barbara Simon

Wrocław znany i nieznany.

     Z niecierpliwością czekaliśmy na dzień 18. kwietnia 2023r. Tego dnia o godz. 5.30 wyruszyliśmy na dwudniową wycieczkę do stolicy Dolnego Śląska. Dzięki staraniom naszej Pani Prezes i trafionym wyborze wśród wielu firm, organizacją wyjazdu zajęła się firma Best City Tours. Trzeba przyznać, że profesjonalnie, bo wszystko, co było zaplanowane, przebiegało sprawnie.

     Pierwszym przystankiem była Moszna z przepięknym zamkiem, a właściwie pałacem, jak żywo wyjętym z czołówki baśniowych filmów Disneya (tak naprawdę wzorcem pałacu Kopciuszka był zamek Neuschwanstein w bawarskiej miejscowości Schwangau). O historii pałacu interesująco opowiadał przewodnik. Budowę imponującego zabytku o barokowych, neogotyckich i neorenesansowych wpływach architektonicznych ukończono w XVII w. Po kilku właścicielach od 1886 do 1945 roku pałac był rezydencją potentatów przemysłowych Tiele – Winklerów. Warto wspomnieć, że zamek posiada 99 wież i 365 pomieszczeń. W 1945 przeszedł na rzecz skarbu PRL, w latach 1961 – 1972 mieściło się w nim Państwowe Sanatorium w Branicach, a do 2013 Centrum Terapii Nerwic. Od 2013 roku Urząd Marszałkowski, właściciel pałacu powołał spółkę z o.o. Moszna Zamek. Obecnie w pałacu mieści się hotel, odbywają się imprezy kulturalne i organizowane są kolonie letnie i „zielone szkoły”.

           Prosto z Mosznej pojechaliśmy do Wrocławia. Czekała już na nas Panorama Racławicka, która                nieodmiennie robi ogromne wrażenie i na tych, którzy zobaczyli ją pierwszy raz i na tych, którzy                    oglądali ją już wielokrotnie. Olbrzymi obraz o wymiarach 15 m na 114 m namalowali w latach 1893 –            1894, na setną rocznicę Insurekcji Kościuszkowskiej, lwowski malarz, pomysłodawca Jan Styka i                krakowski znakomity batalista Wojciech Kossak. Historię i kolejne fragmenty dzieła przedstawił nam          przewodnik. Zachwyceni dzieliliśmy się uczuciami i zachwytem, doceniając znaczenie i niezwykłość            Panoramy. 

           Następnie udaliśmy się do Muzeum Narodowego, w którym każdy nas mógł w swoim czasie                    obejrzeć bogaty zbiór sztuki od średniowiecza do czasów współczesnych. Po czym przejechaliśmy do          apartamentowców, w których mieliśmy nocleg. Zgodnie przyznaliśmy, że pokoje z łazienkami były                ładne i zadbane. Niczego im nie brakowało. Po obiadokolacji w „Kociołku”, która, mówiąc oględnie, nie        wszystkim smakowała, mieliśmy czas dla siebie. Oczywiście wszyscy udaliśmy się na wrocławski                Rynek o imponujących rozmiarach 213 m na 178m. Podziwialiśmy piękne kamieniczki i oczywiście              szukaliśmy figurek krasnoludków, które są pamiątką po ruchu tzw. „Pomarańczowej Alternatywy”                ośmieszającym w sposób pokojowy system komunistyczny. Dowiedzieliśmy się, że krasnoludków jest          już około tysiąca i ciągle pojawiają się nowe. Rynek bardzo nam się podobał.

     Na drugi dzień po śniadaniu zaopiekowali się nami przewodnicy. Podczas wycieczki nowoczesnymi, ekologicznymi pojazdami, zobaczyliśmy i usłyszeliśmy historię  ponad 30 najciekawszych zabytków i interesujących miejsc w stolicy Dolnego Śląska. W szczególności takie miejsca jak: Rynek z zabytkowymi kamieniczkami, Kościół św. Elżbiety, Jaś i Małgosia, Jatki, Uniwersytet, Fontanna Szermierza, Ossolineum, Hala Targowa, Wyspa Piasek, Most Tumski, Ostrów Tumski, Kościół św. Piotra i  Pawła, Kościół św. Krzyża i Bartłomieja, Kościół św. Marcina, Katedra, Ogród Botaniczny, Plac Grunwaldzki, Most Zwierzyniecki, ZOO, Hala Stulecia, Pawilon Czterech Kopuł, Most Grunwaldzki, Most Pokoju, Wzgórze Polskie, Promenada Staromiejska, Kościół św. Wojciecha, Pałac Królewski, Plac Solny. Po drodze mijaliśmy tradycyjne krasnale.

Po bardzo smacznym obiedzie w sympatycznej jadłodajni, przejechaliśmy do ZOO z słynnym już Afrykanarium i robiącym wrażeniem obfitością różnorodnych stworzeń morskich Oceanarium. Byliśmy też w Ogrodzie Japońskim, ale o tej porze roku mogliśmy przede wszystkim oczyma wyobraźni zobaczyć jego piękno w pełnym rozkwicie.

O godzinie 16.30 wyruszyliśmy do domu.

     Wycieczka bardzo się udała. Mimo chłodnej aury, ale bez deszczu, zobaczyliśmy wiele ciekawych miejsc i spędziliśmy ze sobą wesoło i sympatycznie czas, a to ogromna wartość życia, pobyć z przyjaciółmi i dobrymi znajomymi, a to ważna wartość dodana naszego Uniwersytetu.

      Bardzo zatem w imieniu wszystkich uczestników dziękuję Pani Prezes Wandzie Balcerzak – Żółtowskiej za organizację i Paniom Teresie Michałowskiej oraz Marii Grzegorzak za pomoc w sprawach ubezpieczenia i finansowych.

      Chcę szczególnie podkreślić rolę Tereni Michałowskiej. Pani Prezes w ostatniej chwili musiała z przyczyn rodzinnych zrezygnować z wyjazdu. Już w autokarze funkcję organizacyjnej opieki nad nami powierzyła właśnie Tereni, z którego to zadania nasza koleżanka wywiązała się znakomicie.

      Należą się też podziękowania dla naszego sympatycznego pana kierowcy, który szczęśliwie nas dowiózł na miejsce i przywiózł do domu.

                                                                                                                     Ewa Kozłowska

                                       W dniu 11.04.2023 wysłuchaliśmy

            ciekawego wykładu pt. ZMYSŁ WZROKU przeprowadzonego przez

                                      dr biologii UJ Andrzeja Fiertak.

Oko niczym najdoskonalsza kamera filmowa rejestruje obrazy otaczającego nas świata i za pośrednictwem nerwu wzrokowego przesyła je do mózgu, gdzie powstają wrażenia wzrokowe. Oko jest jednym z najważniejszych zmysłów, dzięki niemu odbieramy około 80% wrażeń. Wbrew pozorom i ogólnej opinii, to co widzimy nie wynika jedynie z tego, co w danej chwili odbiera nasz zmysł wzroku. Na zarejestrowany przez nasz mózg obraz składa się nie tylko to, co odbieramy za pomocą oczu, ale również nasze doświadczenie i ogólna wiedza o danym przedmiocie. Wpływ na to co widzimy ma również perspektywa z jakiej patrzymy na dany obiekt. Nasz mózg lubi płatać nam figle, wprowadzać nas w błędny tok rozumowania, czyli tzw. iluzja optyczna. Gałka oczna stanowi niezwykle czuły aparat odbierający barwę i natężenie światła. Nie ona jednak widzi, interpretacja obrazów zachodzi w korze mózgowej.

Budowa oka – oko składa się z gałki ocznej i aparatu ruchowego, odpowiedzialnego za ruchy gałki .Gałka oczna składa się z:

-rogówki, czyli przeźroczystej błony, która osłania gałkę oczną od przodu i wstępnie załamuje światło,

-twardówki, nieprzeźroczystej błony osłaniającą tylną część gałki ocznej, która ma funkcję ochronną

- siatkówki, błony wewnętrznej, która stanowi warstwę światłoczułą, jej komórki pochłaniają promienie światła (fotoreceptory) i na niej powstaje obraz

-tęczówki, która posiada odpowiednią barwę, działa jako przesłona, gdyż zwiększa lub zmniejsza wielkość źrenicy – otworu przez który światło pada do wnętrza gałki ocznej

-źrenicy, która odpowiada za adaptację oka, czyli ilość światła wpadającego do wewnątrz gałki ocznej

-soczewki jest to element optyczny, załamuje promienie światła, co umożliwia ich skupienie na siatkówce. Odpowiada za akomodację oka, czyli ustawienie obrazu na ostrość. Soczewka zmienia kształt-średnicę dzięki czemu obrazy bliskie i dalekie są widziane z jednakową ostrością

-ciałko szkliste, które nadaje kształt i sprężystość gałce ocznej

Wykład był bardzo ciekawy, trudno wszystko opisać, ale jeszcze może coś na temat chorób oczu, szczególnie w podeszłym wieku. Najczęstsze przyczyny zaburzeń widzenia u osób dorosłych są choroby, takie jak cukrzyca, choroby układu krążenia. A do najczęstszych chorób oczu należy zaćma i jaskra.

Zaćma jest to zmętnienie soczewki oka o różnym nasileniu. Światło przechodząc przez soczewkę z zaćmą ulega rozproszeniu i pochłonięciu. Wynikiem tego widzenie jest rozmyte, a w zaawansowanych przypadkach znacznie upośledzone. Choroba rozwija się stopniowo wraz z wiekiem, zwykle w obu oczach. Zaćmę leczymy wyłącznie operacyjnie. Zabieg operacyjny jest skuteczny, bezpieczny i bezbolesny. Wykonywany jest w znieczuleniu miejscowym, zwykle trwa kilkanaście minut i nie wymaga hospitalizacji, a pobyt na oddziale zabiegowym trwa kilka godzin. Podczas operacji zaćmy usuwa się zmętniałą soczewkę oka, a w to miejsce wszczepia nową, sztuczną indywidualnie dopasowaną dla każdego pacjenta. Jaskra to postępująca choroba oczu prowadząca do uszkodzenia nerwu wzrokowego i komórek zwojowych siatkówki, skutkująca pogorszeniem lub utratą wzroku. Za uszkodzenie nerwu wzrokowego odpowiedzialne jest ciśnienie śródgałkowe, czyli ciśnienie panujące wewnątrz gałki ocznej.

Wykład był bardzo ciekawy, uczestnicy wysłuchali go z dużym zainteresowaniem i uwagą, dowiedzieliśmy się wielu interesujących rzeczy których mimo swojego wieku nie wiedzieliśmy.


Teresa Michałowska

                                                                          „Dlaczego rośliny powinny spać w nocy”


          Frapujący tytuł i temat. A właśnie takiego wykładu mieli możliwość wysłuchać we wtorek 28 kwietnia słuchacze UTW.

Wykład poprowadziła Pani prof. dr hab. Halina Gabryś pracownica naukowa w Zakładzie Biotechnologii Roślin na Wydziale Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.

          Nie ukrywam, że wykład do łatwych nie należał. I choć, jak to stwierdziła Pani Profesor, zagadnienia fotosyntezy większość z nas „przerabiała” w ramach biologii w szkole średniej, to jednak było to pół wieku temu! Sporo wiedzy przez ten czas „wyparowało” z naszych głów, a i nauka nie stała w miejscu.

          Procesy objęte ogólnym pojęciem fotobiologii roślin są coraz lepiej poznawane i opisywane przez badaczy. Choć rośliny dalej kryją wiele tajemnic. Do dziś nie odkryto np. jak to się dzieje, że roślina reagując na sygnał świetlny wysyła chloroplasty zawierające zielone barwniki (chlorofile) w odpowiednie miejsce – kierują się one w stronę słabego światła, a uciekają od silnego. Nie bez znaczenia są tu specyficzne białka- fotoreceptory, które odbierają sygnał świetlny i przetwarzają je na sygnały wewnątrzkomórkowe. Czy kiedykolwiek zastanawialiśmy się nad tym? Dla nas laików fotosynteza to po prostu przetwarzanie wody i dwutlenku węgla przy udziale energii świetnej w związki organiczne takie jak m.in. cukry i skrobie.

Tymczasem w blaszce liściowej zachodzą złożone i zadziwiające procesy. A wszystko to za sprawą światła. Rośliny reagują na ten świetlny sygnał środowiskowy np. wielkością liści. Gdy światła jest mało wytwarzają duże, cienkie liście, aby maksymalnie wykorzystać to nikłe światło i aby mogło ono dotrzeć do wnętrza liścia. Najbardziej czynne są promienie czerwone i niebieskie. To one właśnie są pochłaniane przez chlorofil. Mniejszą rolę odgrywają promienie zielone. Wszyscy wiemy jak szkodliwe jest promieniowanie ultrafioletowe. Staramy się przed nim chronić. O dziwo, rośliny też to doskonale wiedzą dzięki swoim fotoreceptorom. W ogóle całe życie rośliny zależy od sygnałów dostarczanych przez fotoreceptory, a szczególnie fitochromy, które są barwnikiem wzrokowym roślin. Roślina wie czy noc jest długa, czy krótka. Stąd też mamy określenie roślin dnia krótkiego (np. chryzantema, tytoń) czy też długiego (np. zboża, ziemniaki, szpinak). Generalnie trzeba powiedzieć, że światło kontroluje wszystkie procesy rozwojowe roślin od kiełkowania, przez wzrost i kwitnienie do spoczynku. Nie jest dla nikogo tajemnicą, że światło jest roślinom niezbędne, że w cieniu rosną gorzej i mają zdecydowanie gorszą wydajność.

          Ale czy to znaczy, że rośliny mogą funkcjonować na pełnych obrotach tj. przy zachodzących procesach fotosyntezy przez całą dobę? Otóż nie!

Rośliny muszą mieć czas na regenerację po stresie (sic!) i podobnie jak my potrzebują nocnego odpoczynku. A co my robimy? Świecimy nocą bez opamiętania. Wystarczy spojrzeć na Ziemię w czasie nocnego lotu samolotem. Mamy potężne połacie (głównie metropolie) rozświetlone sztucznym światłem wszelkiego rodzaju (lampy żarowe, ledowe, halogenowe itp). Wiele się mówi, iż jest to jeden z czynników mających wpływ na zmiany klimatyczne tj. globalne ocieplenie. Nie mówi się jednak o zgubnym wpływie tego światłą na rośliny. A jest to problem bardzo poważny. Wszak sztuczne oświetlenie:

- redukuje zawartość chlorofilu i azotu organicznego w roślinie, a przez to ogranicza fotosyntezę,

- negatywnie wpływa na kondycję roślin i ich podatność na roślinożerców,

- wpływa na wypieranie gatunków rodzimych przez gatunki inwazyjne,

- jest zagrożeniem dla nocnych zapylaczy, np. ciem.

A więc ostrożnie ze światłem!

Ludzie, zwierzęta i jak wykazała Pani Profesor w trakcie wykładu, również rośliny powinny spać w nocy.


                                                                                                                                                    Barbara Simon